Jak się wygrywa 1/8IM Castle Triathlon Malbork 2018

Ostatni w tym sezonie triathlon w Polsce i na pewno jeden z najciekawszych w jakim miałem przyjemność startować.

Przed zawodami

Z samego rana dzień przed zawodami, poszedłem na krótki rozruch biegowy aby rozruszać mięśnie. Sprawdzałem wiele razy i mi to pomaga być w lepszej dyspozycji przede wszystkim mentalnej. Na zawody miałem prawie 5 godz drogi więc nie było innej możliwości jak przyjazd dzień przed zawodami. Oczywiście nie byłoby to możliwe dzięki niezwykłej uprzejmości, znajomego który miał startować na dystansie 1/2 IM. Na jazdę samochodem założyłem kompresje na nogi aby nie zmęczyć ich nadto niepotrzebnie. Po szybkiej podróży i zakwaterowaniu się, ruszyłem po odbiór pakietu startowego. Warto wspomnieć, że z hotelu do biura zawodów mieliśmy dosłownie 400 m co dało bardzo duży komfort w przemieszczaniu się a co na pewno nie wybija z rytuału startowego. Po odbiorze pakietu udałem się na miejsce startu gdzie zrobiłem rozruch pływacki z paroma przyspieszeniami. Na koniec dnia wyciszenie w postaci dobrego filmu z nogami w górze co jest jednym z moich ulubionych wypoczynków psychicznych przed zawodami.

Dzień startu

W dniu startu jeszcze nie mam swojego sprawdzonego śniadania, dlatego testuje i zawsze po starcie wyciągam wnioski co dodać, co odjąć. Tym razem padło na kasze kus kus zalaną wrzątkiem wody, a do tego płatki owsiane z suszonymi owocami oraz troszkę jogurtu naturalnego, oczywiście popite kawą. Jak się później okazało, strzał w dziesiątkę 🙂 Śniadanie to zjadłem ok 2,5 godz przed startem, było tego w sumie mało bo z doświadczenia wiem, że nie należy przesadzać, szczególnie na tak krótkim dystansie. Po wyjściu z hotelu i dojściu do strefy zmian i przygotowaniu sprzętu czyli, kask na kierownicy, gumki zaczepione o buty, które są w pedale, posmarowaniu oliwką, pięt od butów, przeszedłem do kolejnego kroku jakim jest symulacja wyścigu. Starałem się wyobrazić jak wychodzę z wody, szybko znajduje swój rower w strefie zmian i inne newralgiczne punkty. Raczej nie pozwalam sobie aby w głowie naszły mnie złe scenariusze, by nie stracić pewności siebie. Po wszystkim wyjątkowo puściłem krótki filmik motywacyjny jako kolejny nowy bodziec przedstartowy. Szybka rozgrzewka biegowa 45 min przed startem w tym 3 x 200m przebieżki i zakładam piankę. Na 3 min przed strzałem sędziego jestem na linii startu. Ostatnie głębsze oddechy i poklepanie się po mięśniach jak i słowa otuchy dla startujących.

BUM! Lecimy!

Startowałem w drugiej linii ok 3-4 sek za pierwszą dwójka. Nie lubię startować pierwszy, większą czuję presję na razie. Mimo wszystko to był błąd bo zawodnicy byli dla mnie za wolni w wodzie i przez pierwsze 50 m biliśmy się ze sobą, reszta trasy już swoim rytmem. Wszystko super. Wychodzę drugi z wody ze strata ok 10 sek. Szybka strefa zmian i po wyjściu z niej już jestem pierwszy. Niestety, nie doinformowałem się, że belka za która można wejść na rower jest 30 m dalej niż myślałem. Z tego powodu straciłem z 30 sek bo but mi się wypiął z roweru i musiałem po niego wracać. Mimo takiego postoju, nie straciłem prowadzenia i pierwszy raz w sezonie nie musiałem niczego nadrabiać. Jechałem pierwszy raz z pomiarem mocy, na który jednak nie zwracałem uwagi w trakcie wyścigu. Było mokro, lubię takie warunki ale dlatego tym bardziej musiałem uważać by nie wpaść w poślizg. Moja przewaga po rowerze wzrosła do 1:15 gdy wybiegałem ze strefy zmian. Niby na 5 km biegu to już dużo, ale ja chciałem dać z siebie wszystko i niezależnie w jakiej jestem sytuacji w wyścigu. Trasa piękna, wokół zamku oraz kibice dodatkowo motywowało do przełamywania granicy komfortu. Tak naprawdę dopiero na ostatnich 300 m  wiedziałem, że raczej nie oddam zwycięstwa i szykowałem się na efektowny finisz 😉 Mega przyjemne uczucie, każdemu takiego życzę! Emocje we mnie tak biły że mimo że dałem z siebie wszystko to nie mogłem ustać w miejscu. Byłem jednak świadomy czego mój organizm teraz najbardziej potrzebuje dlatego po udzieleniu wywiadów oraz oddaniu chipa, poszedłem na „roztruchtanie”, masaż, zimny prysznic i oczywiście pożywny i lekkostrawny posiłek. Nie chciałem jakkolwiek świętować bo nie czułem że na to zasługuje, ale też chciałem pomóc swojemu znajomemu w przygotowaniach do startu tak jak on pomógł mi. W takim wypadku, skusiłem się nawet tego samego dnia na krótka przejażdżkę rowerową.

Dzień po…

Następnego dnia wcieliłem się w role kibica i wspierałem ile mogłem wszystkich startujących mając przy tym mnóstwo zabawy. Oczywiście, nie czułem się świeży czy wypoczęty ale też nie było skrajnie ciężko. Późnym popołudniem, gdy znalazła się luka w ciągu dnia poszedłem na 3 km rozpływania w piance wzdłuż rzeki.

Na pewno uznałbym same zawody wśród TOP 3 jeśli chodzi o moją dyspozycje a miejsce zawodów i ciepłe przyjęcie sprawią, że zapamiętam ten start na bardzo długo i z przyjemnością będę o nim wspomniał czy też w przyszłych latach tam startował.

#happygardener #trigardener

Maciej Ogrodnik

 

%d bloggers like this: