Lekcje odrobione – 1/2 IM Castle Triathlon Malbork

Lekcje odrobione  – ½ IM Castle Triatlon Malbork

Zacznę nietypowo, bo od zakończenia, konkluzji znaczy się i podsumowania – mianowicie: „To i tak był jeszcze stosunkowo tani wpier@#!…

Od razu zaznaczam, Castle Triatlon to fenomenalna pro impreza, polecam absolutnie każdemu w drodze do pełnego dystansu, jak i na sam pełny dystans!

#Castle Triatlon Malbork

To wstęp mamy za sobą, a teraz do mięcha – wyjazd planowany prawie z rocznym wyprzedzeniem! Ma to swoje plusy (tańsze wpisowe, lepszy tańszy wybór bazy noclegowej…dobra, zostawmy…) ale też jak się okazało swoje minusy. Nie pamiętam jaka intencja była w dniu zapisu, ale po bardzo dobrym sezonie przygotowań czułem się świetnie i apetyt na dobry występ (wynik również!) pojawił się niespodziewanie jak ściana na biegu  w Mietkowie.

#Rodzinnie na wycieczkę do Malborka

Miało być już dwóch kierowców, więc planujemy wyjazd tylko dzień wcześniej.  Po roku, okazało się, że kierowca jest nadal jeden, a dzień wcześniej to nie do końca „cały dzień” bo na miejscu było roboty jak przy locie w kosmos.

No więc tak, Kraków – Malbork autostrada 100% (nie za darmo) ale jednak 600km i 7 godzin przekłada się na odczuwalne zmęczenie.

Hotel niby spoko i blisko zamku, ale pokój na 6 piętrze a winda jeździ tylko do 3-go (poważnie, to nie żart). Parking w piwnicy (strop jakieś 1,6m) więc ćwiczeń rozciągająco siłowych miałem trochę w nadmiarze ale jakoś przy wsparciu synów teleportuje majdan do pokoju. Pierwszy raz kiedy dałem się zwieść booking.com, nie doczyta człowiek i później żale to już tylko na blogu :/

Następny punkt programu, posiłek – Agnieszka dokonuje cudu przygotowując mi jedzenie przy użyciu oszczepu, patyka i czegoś tam jeszcze co było na wyposażeniu pokoju (później oczywiście obsługa uzupełniła braki w kuchni, ale to było później). Dług węglowodanowy trochę mniejszy, więc można działać!

#Do strefy zmian!

W strefie melduję się na godzinę przed jej zamknięciem. Graty ubrane i niespodzianka – Pani Sędzina stwierdza niekompletność mojej lemondki i ordynuje w tył zwrot! WOW! Po raz pierwszy zaliczam taką akcję więc zaskoczenie jest niemałe, chwila dyskusji, próba kilku patentów ale napięcie rośnie i podejmuje decyzję, która w zasadzie zamyka temat tych zawodów – odkręcam lemondkę aby w ogóle wejść do strefy.

Taka odmiana po kilku latach startów, (w tym na sprzęcie skręconym na kolanie z tego co akurat było w garażu) są jednak jakieś przepisy i nawet trafia się sędzia co je zna i respektuje! Szacunek 😉

Zatem emocji dość sporo, umyka mi więc zielony dywanik na Nogacie, który jest przedmiotem co drugiej rozmowy na odprawie, na której to notabene już przysnąłem…

Dodam tylko, że zamku w tym dniu nie udało się zwiedzić 😉

Tego dnia zjadłem dość, na kolację wjechała jeszcze obowiązkowa porcja makaronu z pomidorami (tym razem z oliwkami ekstra) – domowej roboty, nie tego z pasta party!

#Start

Wstałem bardzo wcześnie 5:00 i pierwsza konstatacja – czuje się naprawdę nieźle! Wrzucam pierwsze śniadanie koktajl bananowy i trochę rozciągania. Drugie śniadanie omlet z płatkami owsianymi zalany 2gą już kawą i można działać! 😊

Moja rodzinka na takich wyjazdach funkcjonuje niesamowicie sprawnie – to nie jest nasz pierwszy raz więc nie mam prawie żadnego stresu związanego z tym czy wszyscy będą gotowi, wstaną, ogarną się i zdążą wyjść! W każdym razie polecam każdemu kto ma taką możliwość – własny zespół i kibice na pokładzie to super sprawa i jeśli tylko jest chęć i kasa to zawsze jeździmy razem.

Ostatnie sprawdzenie gratów w strefie też na lekkim stresie, były problemy  z wejściem ze względu na trwające już zmagania na pełny dystansie. Generalnie jakoś organizatorzy to mieli chyba zaplanowane inaczej no ale cóż, wyszło trochę dziwnie – w każdym razie pełna kultura po stronie zawodników a o to ostatnio co raz trudniej 😉

#Rolling start jest fajny!

Start w Malborku jest wyjątkowy, nie ze względu na rolling start który był w tym roku chyba pierwszy raz, ale scenerią, muzykę i atmosferę którą podkręca cały czas spiker i obsługa imprezy – jest rozmach i to był też jeden z powodów dla których na tej imprezie się znalazłem – przed dużymi imprezami typu IM trzeba się oblatać na profesjonalnych dużych imprezach bo to trochę inne emocje, inne problemy i jak się okazuje nie jest ich mało i nie są bez wpływu na przebieg zmagań.

Pierwszy raz startował w tej formule i jak to bywa z nowościami trochę czułem się nie swojo. Ustawiłem się w czubie kolejki swojej strefy i powoli przechodziłem do przodu. Nie zdążyłem dobrze ułożyć pianki bo nie było już jak wejść do wody przed startem ale ostatnio leży na mnie lepiej więc spokojnie czekałem na swoją kolej…

Bez tłoku, bez szamotania i napierdzielania wchodzisz, płyniesz – piękna sprawa, każde zawody powinny mieć rolling start! Pierwsze pociągnięcia miałem nerwowe ale później bardzo szybko znalazłem swój rytm i nawet udało się na pierwszym kółku ustawić komuś w nogach.

Pływanie poszło bardzo dobrze, wychodziłem z wody i nie czułem się jak to zwykle bywa po przepłynięciu 2km (trochę dołożyłem tego dnia), było bardzo, bardzo dobrze. Dobieg do strefy ogarnąłem spokojnie, na tych zawodach jest trochę schodków, pomostków, chodniczków itd., trzeba uważać aby sobie nie zrobić krzywdy w głupi sposób.

I to była ostatnia cześć zabawy, która poszła tego dnia dobrze …

#Rowerowe koszmary

Pierwsze kilometry na rowerze bolały bardzo. O braku lemondki już pisałem, więc adaptacja z pozycji poziomej do siedzącej trwała trochę dłużej niż zwykle, serce waliło mi naprawdę konkretnie ale nie powiem wam jak bardzo bo już nie działał mi odczyt HR. Zresztą nic mi nie działało, licznik nie podłączył się do szpeja i ani prędkości, ani kadencji, ani mocy ani hr tylko ja i mój rowerek jak na wycieczce po bułki … No oczywista można powiedzieć e tam Panie! Jest taki jeden co nie wie jaką ma kadencje w bieganiu a mistrzem świata został! Ja wiem, rozumiem i szanuje, ale ja jestem cienkim amatorem i potrzebuje dużo informacji aby takie zawody w zdrowiu ukończyć a tego dnia miałem tylko jedną potwierdzoną informację – masz przejebane.

No i tak jechałem to pierwsze kółeczko na „śląską wróżkę” czyli JA TO CZUŁA. Jak wiało to dociskałem, jak z górki to dociskałem, jak pod górkę to … dociskałem, zaraz, zaraz – no właśnie :/ Cisnąłem zdecydowanie za mocno pierwsze kółko i początek drugiego uświadomił mi, że tego dnia złamania piąteczki nie będzie …

Morale spadało z każdym kilometrem, ktoś mnie minął raz drugi – w tym roku to dla mnie nowość, z naprzeciwka widzę zawodników, którzy powinni widzieć mnie … jest pozamiatane a tutaj jeszcze 40km do zrobienia…

W 2/3 dystansu sypie się psychika i choć tak do końca źle nie było to samosprawdzająca się przepowiednia zaczyna funkcjonować i włącza się kalkulacja – muszę odpuścić bo nie jadę swojego a może braknąć mnie na biegu i będzie poskładane.

Zrobiłem jeszcze kilka błędów jak niepotrzebne szarpanie się z zawodnikami którzy wyprzedzali mnie a później ostatkiem sił utrzymywali prędkość przez kilometr, może dwa, albo zaczynali opierniczać żelik… i tak w kółko. Te manewry kosztowały mnie sporo sił których nie miałem. Kilka błędów na zakrętach, gdzie zdecydowanie brakło mi pewności siebie i musiałem rozkręcać się na nowo (a zakrętów w Malbork pod dostatkiem).

Cały czas coś gmeram przy zegarku żeby mieć jakieś info na czym stoję, ale finał jest taki, że wciskam LAP 16 minut przed końcem jazdy i nie mam już żadnych danych 😊 Tak przy okazji, warto odnotować, że zegarek bez możliwości montowania go na kierownicy w szybki i racjonalny sposób średnio chyba można nazwa triathlonowym? Pomoc dla triathlonisty w treningach ok – ale na zwodach? Jak to ma działać? 😀 Garmin się skończył na 910XT (taki żart of korz… 😉 )

Opór powietrza dokonał reszty zniszczenia.

#Walking dead

Na bieganiu melduje się zrezygnowany i zabetonowany. Nie mam ochoty wychodzić ze strefy, ociągam się niepotrzebnie. Tutaj dochodzimy do pewnej filozofii, jest bowiem szkoła „schodzenia” jak wiadomo że nie będzie wyniku, wiesz że się eksploatujesz „niepotrzebnie”, że regeneracja potrwa dłużej itp. Itd. I druga szkoła, moja szkoła 😊 – kiedy z jednym małym wyjątkiem, (wyjątek ten, to kiedy jest realne zagrożenie kontuzją) jadę z koksem dalej, do końca, dostaję tyle na ile danego dnia było mnie stać, po części też z szacunku dla siebie i rodziny, która ma nie mały wkład finansowy, emocjonalny i „czasowy” w moje zabawy na drugim końcu polski.

Tak, że tak, ocieram łzy, a męskie łzy to ciężka sprawa, ubieram swoje pomarańczowe butki i wio na trasę półmaratonu!

Jedno jest pewne, nie ważne jak się czuje, początek biegania będzie mocny – tak też jest i tym razem! To się oczywiście mści okropnie i to bardzo szybko, ale tak już mam. Konsekwentnie pracuje nad skróceniem czasu w którym przychodzi opamiętanie… Kibice, doping, piękna pogoda, świetne widoki było na czym skupić swoją uwagę i „odłączyć” się od bólu, który już dawał znać od pierwszych kilometrów.

Pierwsza pętla idzie w miarę gładko, zapoznaje się z terem, ale jak już wiem co mnie czeka pojawia się kryzys. Dialog wewnętrzny na NIE przybiera na sile – szczególnie tego dnia zniszczyła mnie krótka agrafka pod zamkiem, nie mam pojęcia dlaczego był to dla mnie najgorszy odcinek trasy.

Ustabilizowałem tempo, kontrolowałem sytuację i pocieszałem się, że nawet bez złamania piątki, to będą bardzo dobre zawody. Na każdym punkcie krótki postój, pije i jem, to są cenne sekundy wiem, ale to mi pozwala skończyć z nowym rekordem życiowym na połówce – pytanie jak tu się nie cieszyć? A no można, można i nie jest to jakaś przekora czy brak szacunku po prostu chłodna kalkulacja – idziesz do sklepu po ulubiony jogurt, w sklepie jest jogurt ale innej firmy … jest późno wszystko już pozamykane, bierzesz co jest i niby jest ok ale nie do końca co nie? Tutaj było tak samo….

#Pozamiatane

Ten start siedział mi w głowie bardzo długo. Zastanawiałem się co mogę zrobić aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości? Widać, że sam trening to nie wszystko, nawet świetnie rozwalona logistyka i wsparcie rodziny może nie wystarczyć. Zaczynają mieć znaczenie detale – o to te detale decydują o tym czy zrealizujesz zadanie w 100% czy znów zostanie coś do poprawy.

Z Malborka przywiozłem piękne wspomnienia przepięknego miasta, super imprezy, zadowolonej rodziny i wiele wskazówek co i gdzie muszę jeszcze zrobić alby przeskoczyć półeczkę wyżej w tej zabawie i… fantastyczne zdjęcia na których będę się woził jeszcze dobry miesiąc!

%d bloggers like this: