Trenujemy … czy nie trenujemy?

Prosto z tygodniowej przerwy w życiorysie spowodowanej zapaleniem oskrzeli (tym razem poprosiłem o 3 dniowy antybiotyk!) wsiadłem od razu do auta nadrabiać zaległości w pracy. Efekt przejechane 2000km w tydzień (a o ile uważnie czytacie mojego bloga to wiecie, że nie jestem przedstawicielem handlowym) i takie wyniki za kółkiem są dla mnie wyzwaniem równie poważnym co nadchodzący półmaraton w marcu! Tak z tygodnia zrobiły się dwa przerwy, osłabienie i totalne zmęczenie skutecznie uczyniła trening niemożliwym, bo jednej wizyty na basenie i krótkiego trenażera nie ma co wspominać … Leci tydzień trzeci, morale spada coraz bardziej, psychika  siada a brzuch rośnie … jednak korzystając z pięknych okoliczności przyrody (jestem aktualnie na gościnny występach w innym „zakładzie pracy”) zrobiłem dwa krótkie biegania w zmiennym tempie. Zapuściłem się trochę (nie pierwszy raz) w okoliczną Puszczę Białą, która w zimowej scenerii wygląda równie pięknie co złowrogo. Po kilku kilometrach spotkałem tabliczkę która dała mi trochę do myślenia a przyglądająca mi się zza drzewa sarna potwierdziła tylko to co było na niej napisane. Wizja spotkania z wygłodniałym dzikiem sprawiła, że tempo w drodze powrotnej było bliskie startowemu na 5KM 😉

Nie ma się co oszukiwać, spory stres w pracy, zmęczenie i przerwa w treningach nie napawa optymizmem. Mam znacznie mniej czasu na trening niż zakładałem, w dodatku cały czas się coś dzieje i wypadają nawet te minimalne jednostki które zaplanowałem … chyba czas na jakiś  plan ratunkowy :/

Najbardziej mi żal pływania, ponad dwa tygodnie bez basenu to jest katastrofa (w sumie 6 godzin pływania z głowy), powrót do „jako takiej” formy po takiej przerwie jest bardzo irytujący bo człowiek wie na co go było stać a organizm swoje … zresztą w bieganiu jest podobnie … cały czas jednak liczę, że niebawem wszystko jakoś zaskoczy, zagra i przygotuje się miarę do wszystkich planowanych startów.

%d bloggers like this: