Ironman Kalmar #1

#Ironman Kalmar – gdzie to jest i jak się tam dostać. 

Kalmar miasteczko w Szwecji, mały rzut mokrym czepkiem do Karlskrony do której dostać można się promem StenaLine z Gdyni. Szwedzi zorganizowali tutaj wcześniej już 8 imprez pod logiem IM i w ankietach globalnej satysfakcji zawodników chwalą się 2-gim miejsce w kategorii: ogólna satysfakcja i uwaga (werble) 1-wsze w kategorii: ogólne wrażenia z roweru (ja tych wrażeń tam miałem naprawdę sporo…). 

Dla kogoś, kto mieszka na południu polski (w moim przypadku jest to Kraków) wyjazd na takie zawody z czystym sumieniem można nazwać wyprawą … jeżeli dorzucimy do tego całą rodzinę (razem jest nas 5 osób w tym niemowlak :)) to mamy wyzwanie porównywalne z samym startem!  

Kraków – Gdynia, ok 600 km jakieś 8 godzin jazdy bez spiny, trasa choć mi znana, nie oszczędziła zaskoczenia – dwa ogromne korki spowodowane wypadkiem z udziałem tirów skutecznie mnie dojechały. Wszystkiego wyszło 13 godzin – więc… weźcie to pod uwagę. 

Prom odpływa wieczorem, o godz. 21:00 trzeba zameldować się na odprawie minimum godzinę wcześniej – tutaj też wszystko trochę trwa, kolejka, wjazd, bilety… 

Teraz najważniejsze, bilety na prom rezerwowałem z ogromnym wyprzedzeniem! Nie wiem na ile było to konieczne w przypadku promu, ale impreza w Kalmar wyprzedaje się w zasadzie natychmiast więc jeśli myślimy o starcie w 2020 to już jest za późno … sprzedaż pakietów rusza zaraz po zakończeniu imprezy i trwa … kilka godzin. Zatem zapisany byłem rok wcześniej! Opłatę można wnieść w trzech ratach w odstępach 1,5 miesiąca. 

Największy problem jest z noclegiem, jak wspomniałem wcześniej Kalmar jest bardzo małe i nie posiada wielkiej bazy noclegowej. Booking i Airbnb na rok przed wyjazdem nie miały już nic ciekawego do zaoferowania w tych terminach. Może w przypadku „solo” wypadu jest łatwiej, jednak dla całej rodziny trzeba szukać w pobliskich miejscowościach. Nasz nocleg był 40 km od Kalmar. Niestety te 40 km miało duży udział w mojej ogólnej dyspozycji na zawodach. 

Wracając do podróży, na promie jednym się podoba innym nie. Dla mnie nie była to pierwsza przeprawa przez Bałtyk ale na pewno najbardziej uciążliwa. Morze było bardzo niespokojne więc zero spania głębokiego i ogólne samopoczucie na duży minus.  

Lądowanie w Szwecji wczesnym rankiem i ostatni etap podróży Karlskrona – Torsas (tam się zatrzymaliśmy) – 50 km jazdy, czyli 1,5h – tak, tak w Szwecji nie ma zmiłuj jest ograniczenie do 50 to tyle jedziesz! Nigdy nie przestanie mnie to fascynować, dla polaka pierwsze godziny takiej jazdy to jak oglądanie filmu w slow-motion 😀 

#Logowanie na imprezie 

Imprezą zaczyna się „żyć” już w środę (start jest w sobotę). A to trzeba odebrać wcześniej pakiet, a to wstawić rower do strefy zmian, a to być na odprawie – która jak głoszą wszelkie komunikaty jest obowiązkowa. Udział w odprawie rozwiewa wszelkie wątpliwości jakie mogły pozostać po wizycie w „wiosce” zawodów lub strefie zmian – jest to impreza ogromna, profesjonalnie zorganizowana i nie ma tutaj miejsca na żadne wtopy i nieporozumienia (przynajmniej nie ze strony organizatorów). W tej atmosferze można było nie zauważyć 20 minutowego opóźnienia z jakim odprawa się zaczęła. Spotkanie w zdecydowanej większości prowadzone w języku angielskim. Daruje sobie opis części artystyczno – kulinarnej, nie chcę psuć zabawy osobą która się wybierają tam w 2020 roku. Jeśli chodzi o aspekt techniczny to jak to na odprawie, idziesz i w zasadzie nie dowiadujesz się niczego nowego, wszystko jest w regulaminach, mapkach, przed startowych prospektach, plakatach, informatorach itd. Nie ma mowy aby ktoś czegoś nie wiedział, no chyba że Rosjanie, którzy złamali jedyny zakaz jaki obowiązywał na terenie imprezy mianowicie „treningowy” wjazd rowerem na most  🙂 

Wszystko odbywa się na generalnie niewielkiej przestrzeni ale na odprawę trzeba się trochę przespacerować – generalnie w towarzystwie setek zawodników więc klimat jest już mocno wyczuwalny i nakręcany. Jest to też okazja to zapoznania się z mała częścią trasy biegowej. 

Choć impreza jest ogromna to nie ma większych problemów z parkowaniem – w okolicy strefy zmian jest wystarczająca ilość miejsc parkingowych, do których został prawidłowo i logicznie poprowadzony dojazd – nie ma potrzeby się tym spinać jak to niestety często bywa na naszym lokalnym podwórku. Wszystko odbywa się płynnie i bez większych przeszkód jednak przekonałem się o tym już po tym jak wszędzie pojawiałem się z niepotrzebnym, nawet kilku – godzinnym zapasem. 

Odebranie pakietu trwało jakieś 5 minut, organizator nie marnuje czasu zawodników na stanie w kolejkach – woli widzieć ich wydających euro w sklepie z Iron gadżetami. 

Uwaga! Część parkingów zlokalizowana wokół terenu zawodów jest płatna (opłata w parkomatach), więc jeśli ktoś planuje zajechać pod samą strefę zmian musi wysupłać parę koron ekstra. 

Podobnie z wstawieniem roweru do strefy zmian, która choć robi wrażenie wielkością, ilością i zajebistością to sam ruch, wejście i wyjście, odbywa się bez żadnych kolejek i zatorów. Spokojnie można się zorganizować, odwiesić rower, odnaleźć wieszaki, ogarnąć worki i mniej więcej zapamiętać gdzie co jest choć mam wrażenie, że jeśli ktoś choć przez chwilę sprawiał wrażenie zagubionego dostawał od razu wsparcie wolontariusza. 

To co na pewno rzuca się w oczy to ogromne zróżnicowanie pochodzenia startujących, mimo dużej przewagi szwedów w strefie można było spotkać całą Europę i nie tylko – osobiście otaczało mnie kilka zawodników i zawodniczek z Japonii. Tradycyjnych rytuałów nie ma końca, każdy sprawdza sprzęt po kilka razy, ilość żeli i batonów zwisających z ram rowerów wystarczyłaby chyba na tygodniowe wyżywienie całego Kalmar! Zaczyna pojawiać się już stres startowy. Muzyka i konferansjer, który non stop przypomina, że to już jutro! W zasadzie nic więcej nie da się zrobić, poprawić, zmienić, pozostaje opuścić strefę i liczyć, że rano wszystko będzie na swoim miejscu – dlatego nie przedłużam, robię swoje jak na każdych zawodach i ostatnie rzut oka na opony … kurwa, dwa wbite kamyczki… nie było ich wcześniej, widać wczorajszy rozjazd zostawił pamiątkę. Uspokajam się po obejrzeniu kilku rowerów w najbliższym sąsiedztwie, w zasadzie każda opona ma takie ślady – taki urok ichniejszego asfaltu. Jest wyjątkowo „ostry” i dobre opony mają tutaj kluczowe znaczenie (zwracają na to uwagę w race book’u). Postanawiam zostawić tak jak jest. Przed startem można wejść tylko na chwilę do strefy dołożyć bidony i dobić koła. Roweru do strefy w dzień startu wprowadzić już nie można, najwyżej wymienię oponę – przez ostatnie tygodnie trenowałem to prawie codziennie nie zejdzie mi dłużej niż 4 minuty … 

Ostatni spacer na „przegląd” miejsca startu, wyjścia z wody itd. Trochę niepotrzebny spacer, ale ja już tak mam, oglądam te miejsca po kilka razy, trochę mnie to uspokaja. 

#No to zaczynamy…. 

Pobudka, 3:30 – tak, to nie pomyłka. Przygotowanie śniadania, drugiego śniadania, trzeciego śniadania, przygotowanie bidonów i do samochodu. Strefę otwierają o 5:00, o godz. 7:00 jest start. Na miejscu jestem z dużym zapasem i w zasadzie jako jedna z pierwszych osób wchodzę do strefy zainstalować płyny. Zbyt oddalony nocleg od miejsca startu i bardzo zachowawcze podejście (duża rezerwa na dojazd, obawa o miejsca parkingowe i inne bzdury) spowodowało, że nie byłem zbyt „świeży” tego poranka. Trochę jeszcze dosypiam w aucie ale to nie to samo … 

6:30 to już niezły kocioł przy wejściu do wody. 2500 zawodników ustawionych w kolejce na ulicy wzdłuż nabrzeża, powitania, przemówienia i inne takie. Ważne z punktu widzenia startującego to to, że nie ma żadnej opcji na rozpływanie przed startem, nie ma możliwości wejścia do wody – zatem pozostaje rozgrzewka na sucho i ubranie pianki. Jeśli lubicie dobrze dopasować piankę na mokro to konieczne będzie zabranie sobie wody butelce i przelanie „za kołnierz” 🙂 Na kilka minut przed startem pro, tłumek już mocno gęstnieje i warto już stać w swojej strefie. „Race with the smile” – motto imprezy – widać i słychać, większość ludzi bardzo pozytywnie nastawiona. Jest radość, i jest też już nerwowe wyczekiwanie – niech się to już cholera zacznie! 

#BUM! 

Strzał z armaty i do wody wchodzą zawodnicy PRO, do startu amatorów jeszcze 10 minut. Napięcie jest wyczuwalne choć na twarzach nadal uśmiechy. 

Drugi strzał z armaty i zaczyna się wolny spacer w stronę schodków którymi na totalnym spokoju, prawie że pojedynczo wpuszczani są do wody zawodnicy. Od startu do wejścia do wody w mija w moim przypadku 10 minut … z oczekiwaniem w kolejce mam razem jakieś 30 minut stania w piance, w słońcu …. 

Pamiętacie „Bucket challange”? Moja przygoda z Ironmane’m zaczyna się od uczucia głowy ściskanej w imadle. Woda przez pierwsze minuty wydaje się lodowata. Zabieram się od razu za szukanie rytmu i robotę aby właściwie rozgrzać mięśnie. 

#Pływanie 

Ironman Kalmar Swim

„Wyjście z portu” to jest trochę roboty, niby klasycznej pralki nie ma, jednak tradycja ustawiania się byle bliżej z przodu nie jest tradycją tylko polską… po kilku osobach musiałem przepłynąć, ktoś tam przepłyną po mnie – standardowe uprzejmości na starcie. Na pierwszych bojach robi się już jednak trochę luźniej. W Bałtyku naprawdę jest sporo miejsca, jednak nie dla japończyków. Przez prawie 1 km ostro atakują mnie dwie zawodniczki : ) W ich odczuciu miało to być chyba płynięcie w bocznym drafcie no ale nie, po prostu okładały mnie z każdej strony i na pewno nikt na tym nie korzystał. Płynąłem równo, swoje, zgodnie z planem i założeniami. W zasadzie na zerowym stresie i wydatku energetycznym. Nie bardzo uśmiechało mi się urywanie i szarpanie. Z pomocą przyszła fala i bojka, na której filigranowe zawodniczki zostały na dłużej 😉 Zważywszy na dystans nie powiem, że pływania nie poczułem. W każdym razie poszło w ogromnym komforcie i jest to część wyścigu, którą wspominam najlepiej. Morze jest spokojne, trasa choć na mapie wygląda na skomplikowaną – jest dużo nawrotów, bojek do opłynięcia, mostków, zatoczek itp „rozchodzi” się na tym dystansie i jest naprawdę świetna. Jeśli można już na coś narzekać to ostatnie 500m, woda w kanale do czystych nie należy, następuje też duże zwężenie i wyczuwalny też jest stresik związany z końcówką etapu – więc mamy ostro przyśpieszających, płynących w poprzek itp itd. Impreza jest ogromna – zatem trzeba być wyrozumiałym, dla siebie i dla innych. 

#T1 

Obydwie strefy zmian są w tym samym miejscu. Po wyjściu z wody przez drewniany podest, wyłożony dywanikiem, ba wyposażonym nawet w poręcz a jeśli to jest jeszcze mało, to z wody pomagają wyjść wolontariusze… ruszamy krótką przełączką do strefy. Prysznic z słodkiej wody jest raczej symboliczny, jednak wody do spłukania ust proponuje nie pomijać! Przy workach pełna kultura, ławeczka, można się ogarniać do woli i zmierzać na poszukiwania roweru (to może potrwać bardzo długo jeśli zapomnisz numer alejki …) 

Wyjście z wody to też pierwszy, poważny kontakt z kibicami. Tutaj nie ma żartów, doping jest ogromny i oszałamiający. Tutaj kibicuje całe miasto, turyści i rodziny zawodników – to są setki osób na każdym etapie trasy! Trzeba bardzo się pilnować aby nie zgubić koncentracji i zabrać się ze strefy w komplecie 😉 

#Rower 

Ironman Kalmar Bike

Początek roweru w ścisłym centrum to istne szaleństwo, trasa jest szczelnie obstawiona przez kibiców. Transmisja on-line, konferansjerka i inne cuda a tu trzeba jechać! Początek jest technicznie wymagający, dużo zakrętów, rondka, wąskie przejazdy ale po chwili dostajemy już do dyspozycji cała szosę dla siebie i można wchodzić w jazdę. Byłem pełen optymizmu po udanym dla mnie pływaniu, zabrałem się z dużą determinacją do pilnowania założonych watów. Przed wyjazdem na most i wyspę chciałem już zjeść i dobrze wypić – jednak za dużo się działo. Ruch na trasie jest spory, ilość zawodników robi swoje, trzeba uważać. Most Olandzki, taaak… 6km długości, 46m wysokości. To była pierwsza próba dla mojego optymizmu, po wyjściu zza lini drzew i zabudowy miejskiej pierwszy podmuch na podjeździe przesunął mnie w poprzek o jakieś 30 cm. Pierwsza modlitwa dziękczynna za to, że na przód nie założyłem stożka, na tył co prawda 88 mm ale to co innego…Piękne widoki, niesamowite okoliczności przyrody ale ja walczyłem o utrzymanie się na rowerze. 

To tylko 6 km, otwarte morze no to musi wiać, zaraz wjadę na wyspę i będziemy jechać swoje, spokojnie… – przez cały wyścig rozmawiasz głównie z samym sobą więc dobrze aby to był pozytywny dialog, przynajmniej na początku 😉 

To be continued … 

%d bloggers like this: