Przemyślenia po Lisieckim (czyli żale i lamenty #2)

#Półmaratonik

Po pierwsze absolutnie nie liczyłem na poprawienie czasu na tym dystansie podczas tego startu. Zagrało dużo rzeczy w tym dniu i po prostu tak jakoś wyszło. Po pierwsze pogoda – było chłodno i pochmurno, dzień wcześniej ostro padało i była duża wilgoć w powietrzu – czyli dla mnie warunki prawie idealne (lubię jak lekko pada, byle nie wiało). Impreza kameralna, dobrze zorganizowana, niedaleko od domu – bez zbędnych emocji, wszystko pod kontrolą. Samopoczucie bardzo dobre, wyspałem się, dzień wcześniej odpocząłem (zresztą cały tydzień odpuszczałem, zrobiłem tylko jeden trening w niezłym jak na moje aktualne możliwości tempie). W biegu startował mój bardzo dobry stary znajomy więc na miejscu humor dopisywał. Całą trasę przebiegłem bez żadnych problemów i kryzysów, nawet na końcowym naprawdę solidnym podbiegu (o którym nie miałem pojęcia przed startem) nic się nie działo – jednym słowem bardzo udany trening 😉

Parę razy próbowałem zwiększać tempo i podpinać się do kogoś szybszego ale w momencie jak dotarłem do szpicy największej grupy dość długo biegłem sam, od 14KM złapałem się dwóch osób które pracowały w podobnym tempie i tak na zmianę prowadząc dojechaliśmy do końca, bez żadnej dramaturgii. Prawdę mówiąc gdyby nie mocno pofałdowana trasa to czas byłby znacznie lepszy, naprawdę mnie to zaskoczyło bo nie „czułem” się absolutnie na taki wynik – dziwne to wszystko jest naprawdę …

#Grubsza Refleksja

Chyba nie ma się co dalej czarować (to zaczyna być moje nowe motto) – nie mam takiej ilości czasu na trening jak w zeszłym roku. Założenia które poczyniłem i plan który na tej podstawie skleciłem jest powodem coraz głębszej frustracji zamiast motywacji i wsparcia. Nie jestem w stanie realizować takiej ilości jednostek jak zakładałem. Albo jestem w pracy, albo jestem zajechany po pracy. Z każdego dnia muszę wydzierać na siłę chwilę dla siebie i decydować co z nią zrobię – rodzina, trening a może po prostu iść spać i nadrobić kolejny tygodniowy dług chwilą odpoczynku.

Pierwsze zawody Tri już za 3 tygodnie(Frydman) – nie będę udawał – boję się, nie czuję się przygotowany. W zeszłym roku przed debiutem miałem schizę, ale raczej innego rodzaju – nie wiedziałem co mnie czeka – teraz wiem i boję się już całkiem świadomie J Nie było czasu na budowanie siły, zresztą na nic nie było czasu, ciężko nawet te przygotowania nazywać treningiem – ot trochę więcej aktywnej rekreacji w bardziej lub mniej zorganizowanej formie.

W tym tygodniu z przeróżnych przyczyn, a to zmęczenie, a to brak czasu w sumie byłem tylko raz na basenie – roweru nie widziałem, a od niedzielnego półmaratonu nie przebiegłem nawet 1KM – bez sensu …

#Godnie ukończyć

Już jakiś czas temu zadecydowałem, że to będzie rok „ukończenia” (a konkretnie przed maratonem, kiedy doszła walka z różnymi infekcjami), więc nie będę się sadził z życiówkami (a weekend pokazał, że to czasem dobre podejście). Teraz po prostu jestem zmęczony i zestresowany. Dzień w którym trafia cię szlag bo „musisz” jeszcze odwalić trening daje wiele do myślenia – to ma być przyjemność i radocha, zawodowcem nie zostanę i nie ma możliwości, żebym w tym kontekście dalej patrzył na coś co miało być i powinno pozostać hobby i zabawą. Jestem amatorem i to takim bardzo średnim, pracującym zajętym kolesiem – 14h na trening w tygodniu nie wykrzesam bo nie.

#Nie poddajemy się, wiosłujemy!

Nie zamierzam też absolutnie się poddawać i z któregoś startu rezygnować, jest jeszcze 10 tygodni do wyjazdu do Gdyni, jakaś baza tlenowa jest, muszę złapać trochę dystansu, spokoju – rezerwy, zmniejszyć stres (choć w dniu w którym piszę te słowa to raczej mam apogeum nerwowych sytuacji). Głupoty w rodzaju zwiększania obciążenia treningowego też nie zamierza zrobić, wprost przeciwnie, rozegram to inaczej a przyszły sezon zostanie zaplanowany już znacznie bardziej dojrzale – uczę się, dwa sezony w tri to za mało, żeby uniknąć takich błędów, zwłaszcza, że wiedza treningowa pochodzi „tylko” z książek i eksperymentów na sobie …

#Modyfikacja Planu Treningowego

Mniej jednostek, w weekend większe objętości, jedna cegła w tygodniu i jeden dzień wypoczynku. Szczegółów poszczególnych jednostek nie będę planował bo prostu nie mam na to czasu, a w praktyce i tak sprowadza się to do tego, żeby w ogóle wyjść na trening. Trochę interwałów w ramach podkręcenia szybkości dorzucę i chyba tyle z modyfikacji. Na siłę już nie czas i pora – będzie pod górę, będzie bolało – trzeba się z tym pogodzić – tutaj wychodzi pierwszy błąd amatora: trzeba w zimie ogarnąć siłownię i podstawowy zestaw na mięśnie głębokie – koniec kropka.

Może uda się w takim układzie chociaż 80% jednostek zrealizować i zacząć na nowo czerpać pełną radochę z treningu a później z w miarę udanych startów.

#Podsumowanie tygodnia

Oprócz udanych zawodów w niedziele nic na razie się nie dzieje, dwa dni wolnego od treningów – w poniedziałek zmęczony a we wtorek zbyt wkur … żeby trenować. Ogólnie kiepsko ale liczę na to że niebawem się pozbieram i jeszcze coś pokaże w tym roku!

PS. Jest czwartek i jedyne na co mam siłę to pchnąć ten wpis na bloga. Kolejne bieganie właśnie bezpowrotnie przepadło…

%d bloggers like this: