Trochę odetchnąłem. Świeżo, po aktywnym urlopie, czuje, że wraca to „coś”. Dwa tygodnie treningów free ride, czyli bez planowania uświadomiło mi na co tak naprawdę mam ochotę.
Dobra forma nie oznacza, że jesteś zdrowy.
Po ostatniej infekcji zbierałem się wyjątkowo długo. Powtórzył się schemat z zeszłego roku, może z lekkim przesunięciem o kilka tygodni w kalendarzu przygotowań ale najpierw wjechała alergia, później wjechała infekcja wirusowa która koncertowała do bakteryjnej co skończyło się antybiotykami i tak dalej … Badania krwi pokazały jeszcze inne zaskakujące jak dla mnie problemy, o normie dla glukozy i kortyzolu mogłem pomarzyć. Można być w dobrej formie jednocześnie będąc chorym.
Moje przygody z wszystkimi „dietami świata” to materiał na książkę. Wagę w której zostawiłem trening była całkiem niezła jak na początek przygotowań, żywienie zbilansowane bez produktów rekreacyjnych czy ekstra cukru. Najsłodsze co zdarzyło mi się zjeść to odżywki i żele około treningowo 🤷♂️. Można powiedzieć niesprawiedliwe, ale wiem, że na pewne rzeczy pracuje się latami. Natomiast drugi aktor tej dramy, kortyzol nie zdziwił mnie w całe. Wynik odzwierciedlał stres pierwszej połowy roku. To ostatecznie przekonało mnie, że start na poziomie który oczekuje od siebie wymaga wprowadzenia jeszcze kilku zmian i nie są to zmiany w kadencji i technice biegu, które zdominowały mój trening od października 2022 roku.
Powrót radości biegania.
Początki rekonstrukcji mojej techniki biegowej to temat na osobny wpis, było tego tak dużo! Zacząłem w zasadzie od zeszłych wakacji, po starcie w HIM Gdynia, który w moim odczuciu stawiał pod znakiem zapytania moje dalsze starty. Po co tyle trenować, poświęcać miesiące i dokonywać wielu wyrzeczeń aby zrealizować zupełnie przeciętny start? To był materiał do przemyśleń z którego konkluzja była następująca. Wracamy do podstaw. Technika biegu mnie nie puszcza na szybsze bieganie po rowerze (albo w ogóle). Kadencja, postawa, środek ciężkości, brak pośladków i siły w innych mięśniach – nad tym wszystkim pracowałem ostatni rok i do momentu w którym się rozchorowałem efekty były znakomite, biegałem już swobodnie wybiegania po 4:30 i to był mega prognostyk, no ale … maj w zasadzie cały przechorowałem. Czerwiec i bardzo gęsty jeśli chodzi o „życie” lipiec to próba powrotu do systematycznego treningu i pracy nad biegiem.
Próby te oddały świetnie w trakcie urlopu. Umówiliśmy z trenerem na zupełną dowolność treningową, a że moja szosa aktualnie przechodzi mega lifting (tez historia na osobny wpis) ruszyłem w teren, dosłownie! Bieganie trial nie jest dla mnie jakaś nowością, zdarzały mi się nawet 23k w GPK czy też, regularne obieganie lasów w okolicy. Nie zdarzyło mi się jednak aby bieganie w terenie i na dłuższych odcinkach w tym „im więcej pod górę tym lepiej” dawało mi, aż tak duża satysfakcję. Wróciła mi chęć do treningu, wróciła mi zajawka, wróciła pełna opcja ale tą opcja nie jest triathlon.