Za dwa dni start – oswajanie smoka.

Za dwa dni start …

Tak, tak kolejny start coraz bliżej. Czy pierwszy czy setny, każde nowe wyzwanie to wielkie emocje – inne dla amatora, inne dla profesjonalisty. Bez względu do której grupy się zaliczasz praca jaką włożyłeś, wysiłek i wszystko co dałeś z siebie relatywnie są na podobnych poziomach.
Ale nie o tym dzisiaj… Za dwa dni mój trzeci start w życiu. Trochę treningów w nogach, kilka przeczytanych książek, blogów, artykułów a przede wszystkim poprzednie dwa starty w imprezie triathlonowej pozwoliły mi wypracować zaczyn pewnego rytułału „przed” i „po”. Z czasem pewnie będzie się on zmieniał, a dla zawodowca może się wydawać głupi i niepotrzebny nie zapominajmy jednak, że cały czas mówimy o hobby wkomponowanym w wir codziennego życia.
Pewna systematyka, plan działania na kilka dni przed zawodami niejednokrotnie pozwala w ogóle zjawić się na linii startu – o dość stresujących okolicznościach jakie mam aktualnie pisałem w poprzednim wpisie, a fakt, że większość rzeczy związanych ze startem mam już „przerobionych” obniża niepokój organizacyjny do minimum. Jednym słowem zrób plan i się go trzymaj, pierwsza zasada, która działa w moim przypadku – druga – nic nie zmieniaj na ostatnią chwilę nawet jak coś wydaje się iść nie tak – nie reaguj impulsywnie – na weryfikacje i korekty przyjdzie czas po zawodach. Wprowadzisz niezbędne poprawki przed kolejnymi startami. To nadal jest tylko zabawa i niech tak zostanie.

Trening

Ostatnie parę dni praktycznie odpuszczam trening o dużej objętości. Skupiam się na intensywności i technice, która może nie jest moją najmocniejszą stroną ale cały czas nad nią pracuje. Wizualizacja startu, jazdy na rowerze, momentu startu w pływaniu i obmyślanie taktyki to dobry sposób aby odwrócić myśli od tego co może pójść nie tak. Można się zastanawiać czy nie przesadzam, w końcu nie będzie walki o pudło – może nie, ale w poniedziałek idę do pracy i muszę chodzić i myśleć w miarę sprawnie – więc o robieniu czegoś ponad siły nie ma mowy, trzeba być dobrze przygotowanym żeby normalnie funkcjonować po takim wysiłku i taki cel przyświeca moim szczegółowym przygotowaniom. Dokładna rozpiska treningów jaką sobie opracowałem na tydzień przed startem wrzucę niebawem, może komuś się przyda jako baza do jego planów. Fakt, że są to drugie zawody w okresie 2 tygodni jest dla mnie nowością więc na ile wszystko co robiłem do tej pory miało sens – czas pokaże.

Dieta

To jest stanowczo moja najsłabsza strona, moja pięta achillesowa to czipsy – muszę w końcu się z nimi rozstać, drugi czuły punkt to przeróżne napoje gazowane, jest w nich masa cukru co ratuje czasem sytuacje ale najgorszy jest gaz… Nie o tym tutaj jednak – tydzień przed zawodami jem już tylko znane i lubiane produkty, żadnych nowości, nic co mogło by spowodować niestrawność albo ból brzucha – nie ma co sobie psuć zabawy. Szkoda zwieńczyć pół roku przygotowań zwykła biegunką po czymś nieświeżym. Ostatnie dwa dni to już poważniejszy rygor, najlepiej mieć już z góry opracowany zestaw i się go trzymać – dla mnie punktem najważniejszym jest pomidorowa przygotowana przez moją Żonę – wcinam ją rano na śniadanie w dniu startu, oraz na obiad dzień przed.To teraz przerwa na pomidorową 😉

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=rX5d6WEAtpU]

Kolacja na dzień przed startem to makaron z tuńczykiem albo wędzonym łososiem. Ser można sobie z powodzeniem odpuścić, nie ważne czy masz problem z laktozą czy nie – dla mnie jest po prostu za „ciężki”. Wszelkiego typu sałatki na majonezach itp. Zostawiam sobie na fazę wielkiego żarcia po zawodach…
Na obiad filety z kurczaka, grillowane – dajcie spokój z panierkami – jeśli dobrze wchodzą frytki to nie odmawiam, przy dużym stresie zostaje przy ziemniakach (podobnie podchodzę do każdej imprezy biegowej więc mam pewność, że w moim przypadku wszystko się sprawdzi, każdy element, nawet jedzenie trzeba po prostu przetrenować). Spokojnie podchodzę do wszelkich diet i super hiper rad z kolorowych pisemek – jest jedna poważna pozycja w tym zakresie która staram się wdrażać (Paleodieta) ale o tym szerzej kiedy indziej.
Picie – no tutaj to jest pełne pole do popisu dla wszelkiego maści specjalistów – temat jest trudny, ja podchodzę do tego tak. Nie da się nawodnić na zapas, odwodnić można się za to bardzo szybko ale też bez przesady o ile nie trzaskasz dystansu Ironmana w upale powyżej 36C jest małe prawdopodobieństwo, że się skrajnie odwodnisz na sprincie czy olimpijce w naszym klimacie. Nie oznacza to też, że da się zrobić zawody „o porannej kawie”. Na dwa dnie przed szczególnie zaczynam pilnować ilości płynów, liczy się wszystko – kawy, herbaty soki, cola w automacie itp. Dolewam się mineralną w małych ilościach i równych odstępach (ok 100ml – 200ml na raz) tak aby wszystkiego razem wyszło ok 2,5 litra na dzień. Wypijam też ok. 500ml specyfiku który przygotowuje sobie do jednego z bidonów na odcinek rowerowy (w sumie to powinien być to napój w oparty na maltodekstrynie, na glukozę przyjdzie czas w trakcie wysiłku ale tutaj wszystko zależy od kasy). Obserwuje stan nawodnienia organizmu kierując się prostym wyznacznikiem jaki jest kolor (wiecie czego :)) oraz częstotliwość wizyt wiecie gdzie.

Sprzęt

W zależności od tego ile mam czasu i jaki był dzień w pracy i na ile rodzinka pozwoli, wieczorem można urządzić krótki przegląd roweru (manetki, hamulce i ciśnienie w oponach) oraz zrobić małe sprawdzenie wszystkiego co będzie nam potrzebne w dniu startu. Zawsze mamy wtedy o ile nie jedziemy na zawody gdzieś dalej czas aby coś kupić lub naprawić. Sprawdzam wszystkie paski, ładuje zegarki i liczniki, sprawdzam okularki do pływania (szczególnie pasek do nich), zestaw ratunkowy na rower (dętki, łyżki i pompka). Po przeglądzie jest dobry czas na sporządzenie listy co spakować i zabrać ze sobą. Można odwiedzić też stronę organizatora zawodów – jeśli są jakieś zmiany warto wiedzieć wcześniej. Ponowny rzut okiem na opis i mapki trasy też nie zaszkodzi.

I co dalej …

Nic szczególnego, kolacja i relaks – jakiś film, bez nakręcania się – na to będzie czas w dzień startu. Trzeba się też wyspać, noc na dwa dni przed nadaje się do tego najlepiej, bo nie poznałem jeszcze ani osobiście ani z opowiadań triathlonisty który by się wyspał w noc przed zawodami…

To be continued …

%d bloggers like this: